Gdzie są chińskie trolle?
Jedna rozkmina na wieczór.
Chiny wydają na swoje służby wywiadowcze trzykrotnie więcej od Rosji. O rosyjskich wpływach, agentach, botach, trollach, "hakerach", dywersantach itd. trąbi się na okrągło - w Polsce i nie tylko. Jacyś tam faktycznie są - np. swego czasu przyłapano konta z rosyjskich IP wspierające tzw. "Strajk Kobiet". Albo ten agent rosyjski Gonzalez, który owinął sobie wokół palca lewicowe salony, włącznie z główną "specjalistką od dezinformacji" oko.press, Anną Mierzyńską. Oczywiście na jednego agenta przypada stu ludzi, których komuś jest wygodnie oskarżać o "prorosyjskość", bo taka moda polityczna się zrobiła, że wszyscy wszystkich od "onuc" wyzywają. Rosja mimo wszystko wydaje na wywiad 5,5 mld dolarów czyli niemało - porównywalnie z Wielką Brytanią, a 3,7 razy więcej od Francji, więc rzeczywiście jakieś działania ich wywiadu muszą się odbywać w naszej części świata. Ale to jest 3 razy mniej od Chin, które również pozostają w napiętych stosunkach z zachodem, a do tego właśnie preferują metody miękkie, bardziej od twardych-wojskowych jak Rosja. Więc o chińskich agentach, chińskich trollach, chińskich metodach wpływu kiedy ostatnio coś słyszeliście? Dziwne, nieprawdaż? A Chiny wydają 15 mld USD na swój wywiad i jest to drugi najlepiej sfinansowany wywiad na świecie (po amerykańskim).

Mają zwyczajnie inną strategię - oczywiście 'trolle' są (patrz te konta na Twitterze, które pokazują jak to niby Chiny są rozwinięte), ale chyba oni kładą większy nacisk na infrastrukturę, w tym te oparte na nowoczesnych technologiach (patrz Huawei)... I tu chyba bardziej celują w decydentów niż w masy